
Z natury jestem kobietą zapobiegawczą.
Mam wykupionych kilka ubezpieczeń:
-na życie,
-ubezpieczenia komunikacyjne,
-ubezpieczenie domu i terenu posesji.
Ubezpieczenia to w ciągu roku dość poważny wydatek z mojego domowego budżetu, ale uznałam, że bezpieczeństwo jest ważniejsze niż pieniądze. Byłam pewna, że w razie nieszczęśliwego zdarzenia nie zostanę bez domu, czy samochodu i pieniędzy. Przez lata nie miałam żadnych problemów z ubezpieczycielem- płaciłam składki, doczekałam się zniżek i przywilejów dla stałej klientki.
Byłam spokojna, żyłam szczęśliwe
w otoczeniu rodziny i przyjaciół.
Do czasu.Rok temu doszło do zwarcia instalacji elektrycznej w garażu i wybuchł pożar. Garaż był połączony z domem. Spłonął garaż, a razem z nim mój samochód i auto męża. Straty mieliśmy gigantyczne. Strażacy powiedzieli nam, że mieliśmy ogromne szczęście, że nie ucierpiał dom i nadal możemy w nim bezpiecznie mieszkać. Na szczęście nikomu nic nie stało się.
To było bardzo ważne, bo pozwoliło nam szybciej pozbierać się po pożarze. Wydawało się mi, że wypłata odszkodowania w wysokości pokrywającej straty po pożodze jest oczywistością. Zgłosiłam szkodę. Przedstawiciel ubezpieczyciela pojawił się u mnie w domu, widział pozostałości garażu i samochodów. Uszkodzenia aut zostały uznane za szkodę całkowitą. To nie było zaskoczeniem, widziałam, że niewiele z nich zostało i koszy naprawy przewyższałyby wartość pojazdów przed pożarem.
Nieprzyjemne zaskoczenie
Wycena szkody, jaką przestawił mi ubezpieczyciel była daleka od oczekiwanej. Zaproponowano nam niecałe 40% wartości szkody. Byłam wściekła. Wypłata odszkodowania nie wystarczyła nawet na zakup jednego samochodu, a gdzie kupno drugiego auta i odbudowa garażu. Mój ubezpieczyciel mnie oszukał.
Nic z tego nie rozumiałam – byłam ich wieloletnią klientką.
Znałam cały personel biura ubezpieczyciela w moim mieście. Nie wiedziałam dlaczego mnie tak potraktowali. Jest oczywiste, że agencje ubezpieczeniowe nie są instytucjami charytatywnymi i muszą zarabiać.
Dlaczego oszukują klientów
w najtrudniejszym momencie życia,
kiedy potrzebne jest wsparcie i pieniądze
na odzyskanie utraconych dóbr
i powrót do codziennego życia?
Przekonałam się na własnej skórze, że miła obsługa i promocje kończą się w momencie nieszczęścia. Tutaj zaczynają się schody. Klient, który przeżył dramatyczne wydarzenie oczekuje szybkiej pomocy, ekspresowej wypłaty odszkodowania. Tymczasem towarzystwa ubezpieczeniowe mnożą formalności, wymagają więcej dokumentów i co gorsze robią wszystko, aby zaniżyć odszkodowanie. Zarabiają ma krzywdzie klienta. Straciłam zaufanie do ubezpieczyciela.
W tym momencie mojego życia, kiedy w pożarze poniosłam gigantyczne straty nie miałam pieniędzy na opinię niezależnych od towarzystw ubezpieczeniowych rzeczoznawców, ani na wynajęcie adwokata, który reprezentowałby mnie w sądzie. Dowiedziałam się, że mogę składać odwołanie do kierownika placówki. Złożyłam odwołanie od decyzji ubezpieczyciela, przedstawiłam dodatkowe dokumenty, które uzasadniały moje roszczenia. Samo złożenie odwołania wydłuża czas oczekiwania na wypłatę odszkodowania.
Niestety, dyrekcja potwierdziła opinię
swoich pracowników
i nie podwyższyła kwoty odszkodowania.
Złożyłam pismo do Rzecznika Praw Ubezpieczonych.
Rzecznik podjął działania, domagał się od ubezpieczyciela wyjaśnień, ale to nie pomogło. Nic więcej nie uzyskałam. Miałam już złożyć pozew do sądu, choć wiedziałam, że sprawa w sądzie może toczyć się miesiącami. Bez adwokata nie wiele wskóram. Towarzystwa ubezpieczeniowe mają zespoły prawnicze i znajdą wszelkie kluczki prawne, aby wygrać sprawę.
Myślałam, że sprawa jest przegrana i nie uzyskam wypłaty odszkodowania, która pokryje moje straty. Pewnej niedzieli przyjechała w odwiedziny siostra, która jest specjalistką od ubezpieczeń i rozpoczęła pracę w kancelarii odszkodowawczej. Opowiedziała mi o swojej pracy i powiedziała, że jej firma może mi pomóc.
Promyk nadziei
Spotkanie z siostrą tknęło w moje serce odrobinę nadziei. Dowiedziałam się, że moja sprawa nie jest beznadziejna. Pojawiła się szansa na odzyskanie pieniędzy i powrót do normalnego życia. Przekazałam siostrze wszystkie dokumenty. Zabrała je do swojej pracy. Tam ponownie wyceniono szkodę. I rzeczywiście potwierdziło się- towarzystwo ubezpieczeniowe zaniżyło odszkodowanie o 60%.
Podpisałam umowę cesji
z kancelarią odszkodowawczą
w której pracuje siostra.
Po kilku dniach brakująca kwota była na koncie. Nastąpiła wypłata odszkodowania w kwocie, która zadowoliła moją rodzinę i pozwoliła na pokrycie strat.
Ubezpieczyciele zaniżają kwoty odszkodowań nagminnie . Kwota zaniżenia sięga nawet 70%. Oficjalną drogą prawną: odwołanie i sąd raczej niewiele można zdziałać. Trzeba powierzyć sprawę specjalistom z kancelarii odszkodowawczej. Klient nic nie płaci za usługę. Brzmi to niewiarygodnie.